Marysia i wiosenne porządki…
Wspólnie z Marysią za chwilkę będziemy świętować jej pierwsze urodzinki, często wracamy jednak z mężem do momentu kiedy przyszła na świat…
Wczoraj usiadłam z córeczką w salonie, tatuś przyniósł z piwnicy ogromne tekturowe pudła – widniał na nich napis “Marysia ubranka 0-3”. Wspólnie zaczęliśmy oglądać co jest w środku. Znalazłam najmniejszy jej bodziak w rozmiarze 50! Kiedy moja duża dziewczynka była taka malutka?Marysia jakby wiedziała, że są to jej rzeczy, ochoczo zaglądała co jeszcze kryje się w pudłach, uśmiech nie schodził jej z buzi. Jej najmniejsze ubranka teraz mogłyby nosić jej lale!
Chciałam zrobić z nimi porządek, myślałam, że nie sprawi mi to żadnego problemu. Myliłam się…Z każdym ubrankiem wiąże się jakaś historia, ich zapach przypomina mi okres gdy Marysia była noworodkiem, gdy pierwszy raz przyniosłam ją z tatkiem do domu. Czuję do tych rzeczy ogromny sentyment, nie potrafiłam pozbyć się wszystkiego.
Zostawiłam pajacyk w który była ubrana gdy wychodziła ze szpitala. Ubierała ją wtedy pielęgniarka, ja stałam obok i przyglądałam się ze strachem w oczach, była taka maciupka… W głowie milion myśli, jak ja sobie dam radę z tym wszystkim. Strach tak szybko minął jak się pojawił a jego miejsce zajęła satysfakcja, radość i ogromne pokłady miłości.Pierwsze buciki, gdy teraz na nie patrzę, nie mogę uwierzyć, że pasowały, a swojego czasu były aż za duże ! Biało pudrowe z języczkiem w kształcie króliczka, nie mogłam ich oddać.
Kocyk w który była owinięta, muślinowe pieluszki, przecież jeszcze mogą się przydać…
Pierwsza opaska, która po zakupie musiała odczekać swoje, żeby móc zagościć na tej małej główce. Pierwsza sukienka w komplecie z małymi majtusiami. Mój ulubiony zestaw, gdy go kupiłam również był za duży. Pamiętam swoją radość gdy Mania do niego dorosła, wyglądała uroczo…
Z perspektywy czasu jednak muszę przyznać rację mojemu mężowi, który cały czas twierdził, że kupuję za dużo. Taka jest prawda, matka wariatka kupowała wszystko co znalazło się w jej polu widzenia. Patrząc na te pudła, wiem że grubo przesadziłam, niektóre ubranka były założone raz, wystarczył jeden kocyk a nie trzy! Czy zmądrzeję… nie wiem, mało prawdopodobne, zawsze wydaje mi się, że to co kupuję przyda się… Oczami wyobraźni widzę w tym moją córeczkę i muszę to mieć… Gdy mąż suszy mi głowę, chcę mu zrobić na przekór i wręcz udowodnić, że Marysia właśnie tego potrzebuje…
No właśnie czego potrzebuje?
Czyż nie miłości taty, mamy, przede wszystkim kochającej się rodziny!
Patrząc na Marysię widzę, że najbardziej cieszą się jej oczka gdy widzi mnie i tatusia. Wszystkie zabawki schodzą na drugi plan, bo jesteśmy my. Maniulka cudownie potrafi pokazać nam swoją miłość i do tego nie potrzebuje żadnych gadżetów czy prezentów… Ona uczy nas pokory, jej bezwarunkowa miłość jest najpiękniejszym prezentem od życia!