Święta… coraz bliżej
Święta Bożego Narodzenia w tym roku będą nadzwyczajne, niezapomniane, z pewnością cudowne, bo jest Ona.
Wszystko się zmieniło, ale żeby pokazać Wam jak było wcześniej, muszę zacząć od początku.
Mojego męża poznałam 13 lat temu, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Małżeństwem jesteśmy od 6 lat, do pełni szczęścia brakowało nam tylko dzieciątka, lata mijały, a nasza rodzina nie powiększała się. Myśląc o dziecku przed oczami zawsze miałam ten sam obraz, dziewczynkę o złotych włoskach, jej oczka były jak niebo, śmiech perlisty i głośny… To była moja Amelka, wymarzona córeczka…
Czas uciekał nieubłagalnie, nie jestem w stanie opisać ile łez wypłakałam, co czułam, chciałam zostać mamą, pragnęłam tego najbardziej na świecie. Pewnego dnia od mojego lekarza prowadzącego usłyszałam jedno zdanie: “Pani Agnieszko jestem lekarzem, pomogę Pani, ale nie jestem w stanie wyleczyć i zmienić Pani myślenia i smutku w oczach”. Uświadomił mi, że problemem jestem ja sama, zmieniłam myślenie, pogodziłam się z myślą, że już zawsze możemy żyć tylko we dwójkę, zaczęłam szukać innych rozwiązań. Zaczęłam się znowu uśmiechać, przeszłam przemianę, to był początek nowego życia.
Okres spóźniał się kilka dni, mimo to nie miałam zamiaru wariować, dość tego! To nie pierwszy raz, jedna gruba czerwona krecha śniła mi się po nocach…
Tego szczęśliwca kupiła mi mama, przyszła do mnie do pracy, wręczając mi go powiedziała, “Aguś nie musisz go nawet robić, ja wiem, widzę – będę babcią!” Wróciłam do domu, moje wspomnienia tych ciężkich dla mnie chwil nie pozwoliły mi zrobić go od razu. Pamiętam ten dzień jak teraz, mąż wrócił z pracy, szykowałam obiad, pod serwetką schowałam test – POZYTYWNY – dwie grube kreski, byłam w ciąży, wiedziałam od kilku godzin.
W tym czasie czekaliśmy na wyniki badań z poradni leczenia niepłodności, nie były już potrzebne, zostaniemy rodzicami, spełniło się nasze największe pragnienie!
Jacek zauważył test po dłuższej chwili, zobaczyłam na jego twarzy bezmiar miłości, nigdy nie widziałam go w takim stanie, w oczach miał łzy, szczęście, radość, niedowierzanie, wszystkie te emocje malowały się na jego twarzy, płakałam w jego objęciach, ale to były inne łzy, łzy szczęścia!
Czułam, że będzie to dziewczynka, ta o której śniłam…
Zmieniło się tylko jedno… imię…
Wiara dała nam siłę, dzięki niej przetrwaliśmy, wybraliśmy je razem, wiedzieliśmy, że jest idealne.
Maria, Marysia, Mania – nasz dar od Boga!
Marysiu te Święta dzięki Tobie zapamiętamy na zawsze, dziękuję Ci za każdy uśmiech, gest i tę miłość w oczkach, jesteś taka malutka a zarazem tak wielka, nawet nie wiesz jak dużo nam dajesz, jesteś naszym najwspanialszym prezentem!
Kocham – mama!